Carmelitanum
Ciasteczka, ciasteczka!

Ta strona używa ciasteczka - formę pozostawiania informacji w przeglądarce odwiedzającego. Można to zablokować w ustawieniach przeglądarki. Użytkowanie strony jest bezpieczne - nie udostepniamy ciasteczek obcym ani firmom reklamowym. Klikając "OK" wyrażasz na to zgodę.

OK

O nas | Poznań | Sopot | Wrocław | Warszawa

Czytelnia | Pliki | Linki

Szukaj

O. Krzysztof Pawłowski OCD: Rodzina Martin

Temat rodziny Martin jest tak obszerny, że nie sposób go wyczerpać na kilku stronach krótkiego artykułu. Trzeba by do tego kilkusetstronicowej biografii podobnej do tej, którą napisał ojciec Piat, pierwszy i najbardziej źródłowy biograf rodziny Martin[1]. Wiele szczegółowych tematów wymagałoby osobnego artykułu, jak np.: atmosfera wiary w rodzinie, otwartość na życie, wychowanie dzieci do wiary i miłości, wrażliwość na ubogich, więź z Kościołem (udział w Eucharystii, bractwach, stowarzyszeniach), życie towarzyskie, stosunek do dóbr materialnych, praca, nadzieja życia wiecznego, duch misyjny, ofiarowanie swych dzieci Bogu zarówno wtedy, gdy wcześnie umierały, jak i wtedy, gdy wstępowały do zakonu. Postanowiłem skupić się na dwóch tematach, które wchodzą w skład istotnych elementów życia małżeńskiego i rodzinnego, a mianowicie więzi miłości łączącej męża i żonę oraz ojcostwie.

Powołanie do dziewictwa czy do małżeństwa?

Ludwik przed małżeństwem

Bóg jest miłością (1 J 4,8). Człowiek, jako że jest stworzony na obraz i podobieństwo Boga-miłości, z natury swojej dąży do miłości. Jan Paweł II w adhortacji o rodzinie Familiaris consortio wymienia dwie drogi urzeczywistnienia powołania do kochania i bycia kochanym: małżeństwo i dziewictwo[2]. Jakkolwiek może się to wydać sprzeczne, Zelia, a szczególnie Ludwik, odczuli powołanie do obydwu form życia. To im pomoże w przyszłości oprzeć małżeństwo i rodzinę na mocnym fundamencie miłości do Boga.

Ludwik Martin (1823-1894), syn oficera wojskowego, urodził się w Bordeaux jako trzecie z pięciorga rodzeństwa. Pierwsze siedem lat życia spędził w koszarach, gdzie uczęszczał do szkoły dla dzieci oficerów. W środowisko wojskowym nauczył się odwagi i dyscypliny. Gdy miał siedem lat, jego rodzice zamieszkali w Alençon między innymi po to, aby mu zapewnić podstawowe wykształcenie ogólne i religijne u braci szkół chrześcijańskich. Miał żywy i energiczny temperament, silny charakter i wytrzymały organizm. Lubił porządek.[3] Te cechy łączył z zamiłowaniem do medytacji, milczenia, skupienia i samotności, przeżywaniem obecności Bożej, duchem modlitwy, żywą miłością do Boga i bliźniego. W młodości kopiował fragmenty modlitw, poezji i pism autorów duchowych, m. in. Fenelona, św. Anzelma, Monsabrégo, Lamennais’go. Na początku sporządzonego na własne potrzeby takiego zbioru pism, jako nić przewodnią całego życia umieścił modlitwę Fenelona: „Boże, pragnę oddać się Tobie, daj mi siłę, abym to uczynił. Umocnij moją słabą wolę, tęsknię za Tobą. Wznoszę do Ciebie me dłonie, przyjmij mnie.” Ludwik miał duchowość romantyczną i duszę artysty, którą wznosił do Boga przez kontemplację piękna w przyrodzie i medytację fragmentów ulubionych romantyków: Chateaubrianda, Lamartine’a, Hugo i innych. Subtelność jego duszy przejawiała się też w talencie do rysowania i barwnym głosie. W pracy był staranny i dokładny, przykładając uwagę do drobnych detali.

Szlachetność duszy Ludwika to nie tylko jego wrodzona cecha, ale też owoc serdecznej i uprzedzającej miłości zakorzenionej w Bogu, jaka łączyła członków rodziny. Posiadamy dwa listy rodziców do dziewiętnastoletniego Ludwika, uczącego się wówczas zawodu zegarmistrza w Rennes, stolicy Bretanii. Są one świadectwem jedności rodziny, delikatności, przywiązania, wzajemnej serdecznej pamięci, a nade wszystko nadrzędnego miejsca jakie w rodzinie zajmował Bóg. Listy Ludwika do Zelii i córek będą emanować podobną serdeczną miłością.

List ojca:

„Niech będzie Bóg uwielbiony i umiłowany ponad wszystko!

Ślę Ci serdeczne pozdrowienia w imieniu własnym i całej rodziny. Niech dołączony list twej dobrej matki świadczy o jej serdecznej pamięci. Mama posyła ci też dwie pary skarpet, które sama wydziergała. Ufamy, że będą dobre i że ci posłużą.

Fany i Zofia przesyłają ci najlepsze życzenia a my przyłączamy się do nich, by winszować ci z okazji wspomnienia twojego świętego patrona, który jest też moim z tej racji, że jestem Kawalerem Orderu Świętego Ludwika, z czego jestem i zawsze będę dumny.

Przesyłamy ci bukiet od twojej siostry i chrześnicy Zofii, do którego swe najlepsze uczucia dołączyły Maria i Fany. Pragnęlibyśmy móc złożyć ci te życzenia osobiście i stuknąć się szklankami nad tym bukietem tak, iżby go winem skropić, lecz poczekamy z tym, aż taka będzie wola naszego boskiego Mistrza.

Dzięki Bogu, cieszymy się dobrym zdrowiem, i tobie życzymy tego samego szczęścia. Pozdrów od nas kuzyna Boharda a także pozostałych krewnych. Jeśli mnie pamięć nie myli, naszemu kuzynowi Bohardowi też na imię Ludwik. Jeśli więc uznasz za stosowne, podaruj mu kilka kwiatów z twojego bukietu. Będzie nam miło, jeśli i od nas powiesz mu moc ciepłych słów.

Przesyłam ci pozdrowienia od Pana Komendanta i innych przyjaciół i modlę się za ciebie, mój dobry Ludwiku, całując cię z całej duszy i z całego serca w imieniu własnym i całej rodziny.

Twój ojciec i serdeczny przyjaciel,

P.F. Martin.” [4]

List matki:

„(…) Wiem, jak bardzo pragnąłeś otrzymać list ode mnie. W dniu twoich imienin korzystam więc z okazji, by napisać do ciebie, mój dobry przyjacielu, i z głębi serca życzyć ci wszystkiego najlepszego.

Jakże byłabym szczęśliwa, mój drogi Ludwiku, gdybym mogła złożyć ci te życzenia osobiście, jednakże trzeba nieść krzyż, który Bóg nam podaje i dziękować Mu za wszystkie dobrodziejstwa, jakich nam udziela.

Pan dał mi wielką łaskę, gdy po raz pierwszy ujrzałam cię w stroju bretońskim. Byłeś tak bardzo dumny i rozradowany. Musiałeś zauważyć, mój dobry Ludwiku, jak wielka radość mnie wówczas opanowała, bo przecież serce matki zawsze jest zaledwie o włos od serca swojego dziecka. Jakim szczęściem było dla mnie, mój kochany Ludwiku, móc cię wtedy przytulić. Och! Nigdy moje matczyne serce nie doznało większej radości, bo jesteś, mój drogi Ludwiku, treścią moich snów i najpiękniejszych wspomnień.

Ileż to razy myśli biegną ku tobie, gdy dusza moja wzniesiona w modlitwie do Boga klęka u stóp boskiego tronu, podążając za uczuciami serca. Tam żarliwie modlę się z całej duszy, by Bóg obdarzył wszystkie moje dzieci szczęściem i spokojem, jakiego trzeba nam na tej burzliwej ziemi.

Synu mój, bądź zawsze pokorny.” [5]

Ludwik, zamiast kariery wojskowej, do której naturalnie był predysponowany, wybrał zawód zegarmistrza. Poszedł za wewnętrznym głosem skłaniającym go do medytacji i ciszy, wykorzysta też swoją niemałą zręczność manualną. Możemy zadać sobie pytanie, jak mogły zgodnie współistnieć w nim tak różne przymioty: waleczność, odwaga, siła, energiczność, towarzyskość, zamiłowanie do podróży z jednej strony, a z drugiej umiłowanie samotności, milczenia, kontemplacji przyrody, powściągliwość w słowach i gestach? Celina, jedna z najmłodszych córek, zauważyła w czasie procesu beatyfikacyjnego, że jej ojciec tak panował nad swoim żywym temperamentem, że niewielu zdawało sobie sprawę z tego, ile wysiłku go to kosztowało. Trudno to wytłumaczyć, jeśli nie założymy, że już w wieku 20 lat Ludwik prowadził głębokie życie duchowe, czego echem jest treść kopiowanych przez niego fragmentów literackich, teologicznych i modlitw. Ludwik jest typem osobowości podobnym do pierwszych karmelitów wywodzących się z krzyżowców, w których siła charakteru i żywiołowy temperament zostały spacyfikowane przez nadprzyrodzoną miłość dobra i piękna.

Jesienią 1845 roku, po dwóch latach nauki zegarmistrzostwa w Sztrasburgu, 22-letni Ludwik poprosił o przyjęcie do klasztoru kanoników regularnych na Wielkiej Przełęczy św. Bernarda (ok. 2500 m npm.), na granicy Szwajcarii i Włoch. Urzekło go życie oddane modlitwie, cisza, dostojność, piękno górskiego krajobrazu oraz służba bliźniemu przez niesienia pomocy zagubionym i zmęczonym podróżnym. Niestety nieznajomość łaciny zamknęła przed nim bramy konwentu. Ludwik postanowił więc opanować łacinę, ale ponad roczny wysiłek okazał się bezowocny, a nawet niebezpieczny dla jego zdrowia, gdyż przypłacił to lekką depresją. Wola boża okazała się jasna: Ludwik nie jest powołany do życia zakonnego (w tamtych czasach znajomość łaciny była warunkiem udziału w modlitwach wspólnoty zakonnej). Po dokończeniu nauki zawodu w Paryżu, z ulgą opuścił ówczesną stolicę świata, pełną dobra i zła zarazem, i powrócił do Alençon. Za pożyczone pieniądze, w 1850 roku kupuje dom przy ul. Pont-Neuf. Na parterze otwiera sklep zegarmistrzowski, który uzupełnia po pewnym czasie o dział z biżuterią. W domu mieszkują też jego rodzice, piętnastoletni osierocony siostrzeniec Adolf Leriche, służąca i dwie młode uczennice ze szkoły koronczarskiej. Przez osiem lat pracuje sam, przyciągając klientów swoją kompetencją i dokładnością w pracy. Nigdy nie otwiera sklepu w niedzielę, choć w tym dniu przybywa do Alençon najwięcej ludzi z okolic. „Ludwik wiedzie żywot świętego” – mawiali jego przyjaciele. W tygodniu uczestniczy we Mszy św., bierze udział w nocnych adoracjach, wyjeżdża na pielgrzymki. Nie zrezygnował jednak z bezżenności. Umiłowanie samotności skłoniło go do kupienia małej posiadłości zwanej Pawilonem. Znajdowała się tam dwupiętrowa wieża, do której się udawał na pisanie i modlitwę. W ogrodzie Pawilonu umieścił figurę Matki Bożej, podarowaną mu przez pannę Beaudouin, znanej w Alençon z dobroczynności i pobożności. Na murach Pawilonu wypisał sentencje: „Bóg mnie widzi”, „Wieczność nadchodzi, a my o niej nie myślimy”, „Błogosławieni, którzy zachowują prawo Pańskie”.

Choć Paulina Romet, przyjaciółka rodziny Martin i przyszła chrzestna Pauliny Martin, chętnie poślubiłaby Ludwika, ten jednak odrzuca sugestię, pomimo już 34 roku życia. Pod wpływem matki zaczyna jednak rozważać drogę małżeństwa, radzi się księdza Hurela, swojego spowiednika i kierownika duchowego, który podsuwa mu książki o małżeństwie chrześcijańskim. Ludwik postanawia w końcu się ożenić, ale pragnie, jeśli to będzie możliwe, żyć z żoną jak brat z siostrą, na wzór Maryi i Józefa, Cecylii i Waleriana, cesarza Henryka II i Kunegundy. To pozwoli mu pogodzić małżeństwo z życiem oddanym Bogu. W takiej to sytuacji pojawia się w jego życiu Zelia.

Zelia przed małżeństwem

Zelia Guérin (1831-1877) urodziła się w Saint Denis sur Sarthon, 12 km na zachód od Alençon. Jest drugą z trojga rodzeństwa: starszej o 4 lata Marii Ludwiki i młodszego o 9 lat Izydora. Jej ojciec był żandarmem, który po 30 latach służby wojskowej, w 1844 roku zamieszkał w Alençon w zakupionym domu przy ul. św. Błażeja.

Ludwika i Zelia uczęszczały w dzieciństwie do szkoły w Saint Denis, a w Alençon kontynuowały naukę w szkole prowadzonej przez siostry Najświętszego Serca Jezusa i Maryi (Picpus), gdzie w środowisku przenikniętym wiarą (u sióstr była wieczysta adoracja) otrzymały staranne wykształcenie religijne.

Pomimo zasług zdobytych w kampaniach wojskowych w Niemczech, Portugalii, Hiszpanii i Francji, emerytura ojca była skąpa, dlatego dorabiał od czasu do czasu jako stolarz. Jego żona otworzyła małą karczmę, ale szybko zrezygnowała, gdyż nie miała do tego żadnego talentu. Matka i jej dwie córki były pobożne, brały udział w życiu Kościoła, należały do Bractwa szkaplerznego Najświętszej Maryi z Góry Karmel, Bractwa Najświętszego Serca Pana Jezusa. Stowarzyszenia modlących się o zbawienie Francji.

W odróżnieniu od Ludwika, który był preferowanym dzieckiem w rodzinie, dzieciństwo Zelii było nieszczęśliwe z powodu chłodnego traktowania przez matkę oraz jej rygorystycznego, nacechowanego jansenizmem wychowania, które wszędzie widziało grzech. Zelia była najmniej kochanym dzieckiem spośród trojga rodzeństwa:

„Nigdy nie doznałam przyjemności w moim życiu, nie, nigdy nie miałam nic z tego, co nazywa się przyjemnością. Moje dzieciństwo, moja młodość były smutne jak całun. Matka, która Ciebie rozpieszczała, dla mnie była zbyt surowa. Chociaż tak dobra, nie rozumiała mnie. Moje serce bardzo cierpiało z tego powodu.”[6]

Pomimo rygorystycznej religijności panującej w domu, Zelia, podobnie jak Ludwik, w wieku 18-19 lat zapragnęła poświęcić się Bogu. Z uwagi na swój aktywny temperament i charakterystyczne dla niej współczucie dla ubogich, wybrała szarytki opiekujące się chorymi w szpitalu w Alençon. Z niewiadomych nam powodów nie została jednak przyjęta. Mając proste usposobienie, nie przywiązywała się do swoich projektów, przyjmowała życie takim, jakie Bóg je ofiarował. Choć przy furcie klasztornej doznała zawodu, szybko się z tym pogodziła i otworzyła na perspektywę życia w świecie, małżeństwo i macierzyństwo. Modliła się o poddanie woli bożej, otwarcie na życie i ofiarowanie Mu owoców swojego łona: „Mój Boże, ponieważ nie jestem godna, aby być Twoją oblubienicą jak moja siostra, wyjdę za mąż, aby spełnić Twoją świętą wolę. Wtedy, proszę Cię, daj mi wiele dzieci i aby wszystkie Tobie były poświęcone”.[7]

Trudna sytuacja materialna rodziny oraz naturalna pracowitość skłoniły ją do zapisania się do szkoły koronczarskiej w Alençon. Koronka była chlubą miasta od XVII w. W 1853 roku królowa koronek stała się koronką królowych, gdy cesarzowa Eugenia, poślubiając Napoleona III, włożyła na siebie suknię zdobioną koronką z Alençon. Koronka wymagała żmudnej pracy, każda z koronczarek miała do wykonania ok. 15-20 cm koronki, a następnie, co było najtrudniejsze, trzeba je było połączyć w sposób niewidoczny w jedną całość. Zelia w tym właśnie się specjalizowała. Razem z siostrą Ludwiką otworzyły zakład koronczarski i pracowały dla domu Pigache. W czasie wystawy artystycznej w 1858 roku w Alençon, dom Pigache otrzymał srebrny medal i Zelii, jako reprezentantce domu w Alençon, przypadło odebrać nagrodę. Dziennikarze zwrócili wówczas uwagę na „inteligentną pannę Zelię Guérin”.

W 1858 roku Ludwika wstępuje do klasztoru wizytek w Le Mans. Dla Zelii jest to bolesne rozstanie, gdyż jest i będzie ze swoją siostrą do końca życia bardzo związana. Trzy miesiące później wyjdzie za Ludwika. Ale podobnie jak on, ceni sobie czystość i pragnie małżeństwa pod warunkiem, że będzie ono wyrazem jedności myśli i uczuć obojga małżonków. Z tego powodu oparła się natrętnym zalotom dyrektora szkoły koronczarskiej i ją opuściła.

W takich okolicznościach Zelia poznaje Ludwika. Do małżeństwa doszło z inicjatywy pani Martin, która coraz bardziej niepokoiła się o przyszłość swojego syna. Poznała ona Zelię w szkole koronczarskiej i dostrzegła jej wielorakie walory: poważnie myśląca o życiu, głęboko wierząca i urocza. Bezpośrednie spotkanie poprzedziło opatrznościowe wydarzenie. Pewnego dnia Zelia przechodząc przez most św. Leonarda napotkała młodego mężczyznę. Była pod wrażeniem jego dostojnej twarzy, sposobu poruszania się, postawy pełnej godności. Jednocześnie wewnętrzny głos jej powiedział: „To ten, którego dla ciebie przygotowałem”. Niedługo potem pozna go osobiście.

Dziewicze początki małżeńskiego życia Ludwika i Zelii

Dojrzałym do małżeństwa przez czystość, modlitwę i sakramenty, 35-letniemu Ludwikowi i 27-letniej Zelii wystarczyły zaledwie trzy miesiące, aby podjąć decyzję wiążącą ich na całe życie i 13 lipca 1858 roku zawarli związek małżeński.

Zelia przystąpiła do sakramentu z pragnieniem posiadania wielu dzieci, ale w całkowitej ignorancji, w jaki sposób dokonuje się przekazywanie życia. W dziewiętnastowiecznej, jansenistycznej Francji, dziewczęta mieszczańskie były wychowywane w nieufności do cielesnych przejawów małżeńskiej miłości. W teologii doskonałość życia kojarzono ze stanem konsekrowanym, natomiast małżeństwo jako droga do świętości, z uwagi na seksualne relacje małżonków, było traktowane z nieufnością, w duchu manichejskim. Sytuację utrudniał też fakt, że Zelia była pozbawiona serdecznej i bliskiej więzi z matką.

W noc poślubną Zelia doznała wstrząsu, gdyż nie była psychicznie przygotowana do małżeńskiego współżycia. Ludwik zaproponował jej w takim razie życie we wstrzemięźliwości seksualnej, której sam pragnął jako wyższej formy przeżywania małżeństwa. Zelia szybko reagowała na znaki Opatrzności i chętnie przystała, poddając się woli bożej. Ale zdała sobie też sprawę, że ten wybór wiąże się z wyrzeczeniem się macierzyństwa, którego bardzo pragnęła. Tego samego dnia udała się z mężem do siostry w klasztorze wizytek. Widząc jej szczęście z poświęcenia swego życia Bogu, obudziło się w niej na nowo pragnienie życia zakonnego i wylała obfite łzy z powodu doznanej frustracji. Nie mogła pogodzić sprzeczności: życia w czystości i posiadania wielu dzieci. Opowiada o tym w jednym z listów do córki Pauliny:

„W tym dniu wypłakałam wszystkie moje łzy. Nigdy tyle nie napłakałam się w moim życiu i pewnie nie napłaczę. Biedna siostra nie wiedziała, jak mnie pocieszyć. Nie miałam żalu o to, że tam zostaje, przeciwnie, wcześniej chciałam tam również sama pozostać. Porównywałam swoje życie z jej życiem i łzy się podwajały. W końcu, przez długi okres czasu, duszą i sercem byłam u wizytek. Przychodziłam często w odwiedziny do mojej siostry i oddychałam tam ciszą i pokojem. Kiedy powracałam stamtąd, czułam się nieszczęśliwa wśród świata i chciałam ukryć się ze swoim życiem, jak ona ukryła się ze swoim. Droga Paulinko, Ty, która tak bardzo kochasz tatusia, pewnie pomyślisz, że sprawiłam mu boleść, i to w dniu mojego ślubu? Ależ nie! on mnie rozumiał i pocieszał mnie, jak tylko umiał, bo i on miał podobne do moich upodobania. Owszem, wierzę, że nasza wzajemna miłość właśnie dzięki temu się pogłębiła. Nasze uczucia były zawsze nastrojone na jeden ton. On zawsze był moim pocieszycielem i podporą. Ale kiedy przyszły na świat dzieci, nasze ideały trochę uległy zmianie, żyliśmy jedynie dla nich, one były całym naszym szczęściem i szukaliśmy tego szczęścia tylko w nich. Wreszcie nic już dla mnie nie było trudne, świat nie był już dla mnie ciężarem. Jeśli chodzi o mnie, było to dla mnie wielką rekompensatą, pragnęłam mieć dużo dzieci, by je wychować dla nieba.”[8]

Podczas procesu beatyfikacyjnego zastanawiano się, czy Ludwik złożył przysięgę małżeńską z wymaganą do ważności sakramentu dyspozycją otwartości na życie. Z listu Zelii wynika, że Ludwik spełnił ten warunek[9], propozycja życia we wstrzemięźliwości była przede wszystkim efektem delikatności wobec wrażliwości Zelii. Decyzja nie była podjęta przez niego jednostronnie, ale przez ich obojga, gdyż ich „uczucia były zawsze nastrojone na jeden ton”. Po dziesięciu miesiącach zmienili jednak zdanie za namową księdza Hurela.

10 miesięcy przeżytych w abstynencji nie były czasem straconym ani pomyłką. Zelia przyznaje, że dzięki temu ich wzajemna miłość się pogłębiła. Papież Paweł VI w encyklice Humanae vitae zauważa, że okresowa wstrzemięźliwość małżonków może przyczynić się do pogłębienia i rozwoju wzajemnej miłości na wielorakich płaszczyznach:

„Opanowanie, w którym przejawia się czystość małżeńska, nie tylko nie przynosi szkody miłości małżeńskiej, lecz wyposaża ją w nowe ludzkie wartości. Wymaga ono wprawdzie stałego wysiłku, ale dzięki jego dobroczynnemu wpływowi małżonkowie rozwijają w sposób pełny swoją osobowość, wzbogacając się o wartości duchowe. Opanowanie to przynosi życiu rodzinnemu obfite owoce w postaci harmonii i pokoju oraz pomaga w przezwyciężaniu innych jeszcze trudności, sprzyja trosce o współmałżonka i budzi dla niego szacunek, pomaga także małżonkom wyzbyć się egoizmu, sprzeciwiającego się prawdziwej miłości oraz wzmacnia w nich poczucie odpowiedzialności. A wreszcie dzięki opanowaniu siebie rodzice uzyskują głębszy i skuteczniejszy wpływ wychowawczy na potomstwo”.[10]

To uduchowienie miłości było powodem szczęścia obojga małżonków, którego echo znajdujemy w listach. Po prawie pięciu latach małżeństwa, Zelia pisała do swego brata:

« Jestem ciągle z nim szczęśliwa; dzięki niemu życie moje jest bardzo spokojne. Mój mąż – to święty człowiek. Życzyłabym wszystkim kobietom takich mężów. »[11]

Podobnie Ludwik sześć lat od śmierci Zelii:

„Moje wspomnienia z całego życia są tak słodkie, że pomimo napotkanych doświadczeń są chwile, w których moje serce zalewa nadmierna radość.”[12]

Ludwik – głowa i ojciec rodziny

W czasie procesu beatyfikacyjnego jednym ze świadków był biograf rodziny, o. Stefan Piat OFM. Na pytanie, dlaczego pragnie wyniesienia Ludwika Martin na ołtarze, odpowiedział, że w czasach kryzysu rodziny i ataku na jej chrześcijański charakter Ludwik jest wzorem głowy rodziny i ojca składającego Bogu swoje dzieci w ofierze.[13] Ojciec Piat podkreślił we wstępie do swojej biografii, że w domu przy ulicy św. Błażeja i w Buissonnets panowała atmosfera patriarchalna, bez której droga wznoszenia się Teresy na szczyty świętości nie byłaby tak prosta i czysta.[14] Podobnie Celina mówiła, że życie w domu było proste i patriarchalne.[15]

Co znaczy, że w rodzinie panowała atmosfera patriarchalna? Przede wszystkim nie należy jej kojarzyć z dominacją męża nad żoną, charakterystyczną dla antycznej i pogańskiego kultury. W starożytności zawarcie małżeństwa było swego rodzaju aktem zakupu. Mężczyzna nabywał kobietę, która spod władzy ojca przechodziła pod władzę męża. Ten mógł ją zdradzać i rozwieść się z nią bez podania żadnej przyczyny, żona natomiast za niewierność i inne przewinienia była surowo karana. Jej rola ograniczała się często do zaspokajania pożądliwości męża i rodzenia potomstwa.[16] Podobne nieograniczone prawa posiadał ojciec względem swoich dzieci. Papież Pius XI przestrzegał, że w dzisiejszych czasach niewłaściwie pojęta emancypacja społeczna, gospodarcza i biologiczna kobiety ponownie może ją doprowadzić do tego, czym była w pogaństwie: niewolnicą i „zabawką mężczyzny”.[17]

Chrześcijańskie rozumienie roli ojca jest zakorzenione w objawieniu biblijnym, w Bogu, który jest Miłością i Ojcem, „od którego bierze swe imię wszelkie ojcostwo na niebie i na ziemi” (Ef 3,14-15). Mężczyzna nie jest panem i właścicielem dzieci i żony, ale jedynie obrazem jedynego Ojca, który jest w niebie[18], oraz jedynego Oblubieńca, którym jest Jezus Chrystus. Najdoskonalszym przykładem tak pojętego ojcostwa i oblubieńczej miłości jest św. Józef, który przez swoją obecność i ojcowską miłość wskazywał swojemu przybranemu Synowi Jezusowi obecność i miłość Boga Ojca, a swojej Oblubienicy Maryi Boga Oblubieńca, do którego ludzkie serce przede wszystkim powinno należeć. Takie jest też zadanie wszystkich ziemskich ojców i mężów: w pokorze pomóc odkryć (nie)swoim dzieciom ich prawdziwego Ojca, i (nie)swoim oblubienicom ich prawdziwego Oblubieńca, który je sobie nabył swoją drogocenną krwią.[19]

Ojcostwo Ludwika przejawiało się w tym, że nie ograniczał życia rodziny do wymiaru materialnego i doczesnego, ale przez świadectwo nadprzyrodzonej wiary prowadził ją do doświadczenia miłości ludzkiej jako udziału w miłości Boga. Stąd jego troska, łącząca stanowczość i łagodność, aby w wychowaniu dzieci przekazać przede wszystkim wiarę. Taki właśnie portret wyłania się z zeznań świadków na procesie beatyfikacyjnym:

„Sługa Boży był dosyć surowy (nawet w stosunku do najmłodszej córki, małej Teresy, którą uwielbiał) i bardzo zatroskany o duchowe życie swoich dzieci. Uczył ich, na przykład, że aby podążać drogą prowadzącą do Boga, trzeba być posłusznym, pokornym, prostym i miłować bliźniego. Córki były na pensji lub półpensji w klasztorze, w którym ich ciocia była zakonnicą i często, aby je nauczyć miłości bliźniego, posyłał je dać ofiarę ubogim. Rodzina miała zwyczaj zbierania się razem, aby słuchać jednego z dzieci czytającego fragment z Ewangelii i każdego wieczoru modlono się wspólnie. życie duchowe dzieci leżało mu na sercu i żadna ofiara nie była dla niego zbyt wielka, by je zachować czyste i oddane Bogu. To dlatego po śmierci żony zdecydował się opuścić Alençon, gdzie miał pracę, dom, przyjaciół, ale gdzie środowisko stało się zbyt liberalne i mieszczańskie, i zamieszkał w Lisieux, gdzie nad wychowaniem dzieci miała czuwać jego szwagierka, pani Guérin. Nie znał nikogo w Lisieux i niektóre osoby radziły mu nie opuszczać Alençon i umieścić dzieci na pensji. On jednak poświęcił się dla ich szczęścia”.[20]

Jednym z przykładów niepobłażania dzieciom w niczym jest zdarzenie, które się przytrafiło około trzyletniej Teresie. Do ojca, stojącego na jej drodze, zwróciła się trochę lekceważącym tonem: „Przesuń się”. Ojciec ją surowo upomniał i dał do zrozumienia jej winę. Ta lekcja wystarczyła jej na całe życie.[21]

Miłość łagodna i serdeczna

Pomimo surowych wymagań, Ludwik z reguły zachowywał łagodność. Matka Agnieszka porównywała rodziców: „Nasza mama była wymagająca w wychowaniu i niczego nam nie przepuszczała, szczególnie w tym, co dotyczy próżności. Ojciec miał charakter bardziej łagodny »[22] Ta łagodność i opanowanie wprowadzały pokój do relacji małżeńskiej. Ludwik często uspokajał Zelię, która zbytnio niepokoiła się pracą:

„Nie potrzebuję Ci mówić, że Twój list sprawił mi wielką radość poza tym, że widzę, iż się przemęczasz. I tak, bardzo zalecam Ci spokój i umiarkowanie, szczególnie w pracy. Mam kilka zleceń od Compagnie Lyonnaise; i raz jeszcze proszę, nie martw się”.[23]

Jakkolwiek w odróżnieniu od Zelii nie pozostawił on po sobie wiele korespondencji, to jednak z kilkunastu listów, które posiadamy, szczególnie tych z podróży do Konstantynopola, możemy mieć wyobrażenie serdecznej miłości, jaką ubogacał życie rodzinne, żywił do swoich córek, a szczególnie do uprzywilejowanej Marii. Listy te tchną podobnym, wręcz kobiecym ciepłem i tęsknotą za najbliższymi, które poznaliśmy z dwóch listów rodziców do młodego Ludwika. Oto kilka fragmentów, w większości zaczerpniętych z pożegnalnych formuł:

„Twój ojciec, który, od kiedy jest daleko, kocha jeszcze bardziej swoje dziecko i który całuje je po tysiąckroć, tak jak i cztery pozostałe pisklęta z tego samego gniazda”.[24]

„Zdawało mi się, że widzę Was wszystkie wokół siebie w Belwederze i że słyszę moją małą Królewnę, szepczącą mi życzenia swoim miłym i słodkim głosikiem. To wzruszyło mnie tak bardzo, że chciałbym być rzeczywiście w Lisieux, ażeby ucałować Was wszystkie tak mocno, jak Was kocham… Ten, który Was wszystkie kocha i nosi w swoim sercu.”.[25]

„Często myślę o Was wszystkich i mówię sobie: « Ależ byłoby dobrze, gdybym mógł je mieć przy sobie! » Ale świadomość, że to niemożliwe, gasi moją radość… Ucałuj ode nie moją « Perełkę », jak i Leonię, « moją dzielną » Celinkę i Królewnę mojego serca”.[26]

„Co do Ciebie, moje drogie dziecko, pragnąłbym ucałować Cię w oba policzki, tak jak Cię kocham, to znaczy głośno. Całuję również moją Leonię, moją Celinę i moją małą Królewnę. Twój bardzo, bardzo kochający Cię ojciec. Do zobaczenia wkrótce… wkrótce… wkrótce!”[27]

„Nasze serce nie jest zaspokojone, dopóki nie ujrzy piękna nieskończonego, jakim jest Bóg. Już wkrótce radość obcowania z rodziną, i właśnie to piękno przybliża nas bardziej do Tamtego… Całuję całą Waszą piątkę z całego serca. Wasz kochający ojciec”.[28]

Ostatni fragment jest jego krótką teologią miłości rodzinnej i miłości ludzkiej w ogóle. Piękno życia rodzinnego, wzajemna wymiana miłości przejawiająca się między innymi w serdecznych gestach, jest przedsmakiem i zachętą do dążenia do wiecznego Piękna miłości w domu Ojca.

Miłość posłuszna

Św. Paweł w Liście do Efezjan poleca żonom posłuszeństwo swoim mężom, jak Kościół-Oblubienica jest posłuszna Chrystusowi-Oblubieńcowi:

„Bądźcie sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej! Żony niechaj będą poddane swym mężom, jak Panu, bo mąż jest głową żony, jak i Chrystus – Głową Kościoła: On – Zbawca Ciała. Lecz jak Kościół poddany jest Chrystusowi, tak i żony mężom – we wszystkim. Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy obmyciem wodą, któremu towarzyszy słowo4, aby osobiście stawić przed sobą Kościół jako chwalebny, nie mający skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz aby był święty i nieskalany. Mężowie powinni miłować swoje żony, tak jak własne ciało. Kto miłuje swoją żonę, siebie samego miłuje. Przecież nigdy nikt nie odnosił się z nienawiścią do własnego ciała, lecz [każdy] je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus – Kościół, bo jesteśmy członkami Jego Ciała. Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, a połączy się z żoną swoją, i będą dwoje jednym ciałem6. Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła. W końcu więc niechaj także każdy z was tak miłuje swą żonę jak siebie samego! A żona niechaj się odnosi ze czcią do swojego męża!” (Ef 5,21-33).

Posłuszeństwo w małżeństwie jest dzisiaj tematem tabu z powodu między innymi „błędnie pojmowanej niezależności małżonków, wolności rozumianej jako autonomicznej siły dążącej do osiągnięcia własnego egoistycznego dobra, nierzadko przeciwko innym”.[29] Inną przyczyną jest ekonomiczna, zawodowa i społeczna emancypacja kobiety i łącząca się z tym obawa przed ponownym uzależnieniem jej od mężczyzny.

Zelia miała szacunek dla swojego męża, była mu posłuszna i w przypadku różnicy zdań jemu pozostawiała podjęcie ostatecznej decyzji.[30] Jeden ze świadków zeznał w czasie procesu: „Kiedy Zelia mówi: « Ludwik powiedział, Ludwik tego nie lubi, Ludwik nie pozwoliłby na to » – wszystko jest powiedziane.”[31] W jednym z listów Zelii do córki Pauliny czytamy: „Moja kochana Paulinko, urwałam na tym ostatnim słowie. Wieczorem w niedzielę o godzinie siódmej twój tato przyszedł mnie prosić, abym wyszła z nim. A że jestem bardzo posłuszna, więc nie dokończyłam nawet zdania.”[32]

Zelia była posłuszna i oddana nie tylko mężowi, ale też swoim rodzicom, choć mogłaby czuć się przez nich pokrzywdzona z powodu ich preferencji dla Ludwiki, a szczególnie dla Izydora. Przyjęła jednak w swoim domu i z oddaniem opiekowała się chorym ojcem, który miał trudny charakter i starcze maniery. Swoje córki również formowała do posłuszeństwa, co okazało sią dla nich doskonałym przygotowaniem do życia zakonnego.[33] Posłuszeństwo Zelii i córek, wspomina Celina, było posłuszeństwem z miłości a nie ze strachu przed karą.[34] Miłość jest najbardziej przekonującym i jedynym uzasadnieniem posłuszeństwa w małżeństwie i rodzinie, zważywszy że dotyczy ono osób równych sobie godnością. Gdy Leonia w wieku dojrzewania stwarzała trudności wychowawcze i nie chciała się podporządkować autorytetowi rodziców, Zelia nie wymuszała na niej posłuszeństwa, ale cierpliwie starała się najpierw zdobyć jej zaufanie i miłość, aby jej uległość była uległością dziecka bożego, wypływająca z serca, a nie uległością niewolnika.[35] Jej miłość do męża wytłumaczy, dlaczego starała się we wszystkim sprawić Ludwikowi przyjemność i uprzedzała jego pragnienia.[36] Posłuszeństwo nie było dla niej trudne, ponieważ tylko przy nim znajdowała radość.[37] Oczywiście między małżonkami zdarzały się różnice zapatrywań. Gdy Zelia była przekonana, że jej rozwiązanie jest lepsze dla dobra rodziny, potrafiła z miłością nakłonić do niego męża. To nie było trudne, ponieważ Ludwik też słuchał Zelii: „Bądźcie sobie wzajemnie poddani”.

Trudno jest zrozumieć posłuszeństwo pomiędzy dwojgiem małżonków bez uświadomienia sobie, że w sakramencie, który zawarli, sam Chrystus uobecnia swoją miłość do Kościoła: „Tajemnica to wielka, ale w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła” – mówi św. Paweł. Tylko wpatrując się w posłuszeństwo Kościoła Chrystusowi, chrześcijańskie małżonki zrozumieją sens posłuszeństwa swoim mężom.

Tajemnica Chrystusa oddającego swoje życie za Oblubienicę-Kościół i wzbudzającego przez to jej miłosne oddanie była kluczem dla Ludwika do zrozumienia natury posłuszeństwa w małżeństwie. Święty Ambroży przestrzega małżonków, aby nie wymagali posłuszeństwa od swoich żon na wzór władców tego świata, którzy dają ludziom odczuć swą władzę: „Nie jesteś jej panem, lecz mężem, nie służącą otrzymałeś, ale żonę… Odpłać życzliwością za życzliwość, miłość wynagrodź miłością”.[38] Mąż nie jest panem kobiety, ale jej głową, to znaczy, że oboje tworzą jedno ciało: głowa nie może się obejść bez ciała, a ciało bez głowy. Jak Chrystus-Głowa potrzebuje ludzkości dla dopełnienia swojego Ciała, tak mężczyzna nie jest w pełni ciałem jak tylko przez kobietę i w kobiecie.[39] Ostatecznie „u Pana ani mężczyzna nie jest bez kobiety, ani kobieta nie jest bez mężczyzny. Jak bowiem kobieta powstała z mężczyzny, tak mężczyzna rodzi się przez kobietę. Wszystko zaś pochodzi od Boga” (1 Kor 11,12).

Artykuł ukazał się w: “Rodzina u świętych Karmelu. XV dni duchowości, 10-11-maja 2012”. Praca zbiorowa pod redakcją o. Jerzego Wiesława Gogoli OCD. Kraków, Karmelitański Instytut Duchowości, Wydawnictwo Karmelitów Bosych, (Seria “Karmel żywy”, 16), 2013, ss. 207-228.

Skróty

  • Positio I – Congregatio pro causis Sanctorum. et Lexovien. Canonizationis servorum Dei Ludovici Martin et Mariae Azeliae Guérin coniugum (†1894, 1877) : Positio super virtutibus. I. Roma, 1991.
  • Positio II – Congregatio pro causis Sanctorum. et Lexovien. Canonizationis servorum Dei Ludovici Martin et Mariae Azeliae Guérin coniugum (†1894, 1877) : Positio super virtutibus. II. Roma, 1991.
  • PO – Procès de béatification et canonisation de sainte Thérèse de l’Enfant-Jésus et de la Sainte-Face. I Procès informatif ordinaire. Roma : Teresianum, (coll. « Bibliotheca carmelitica », Series I : textus, no 2), 1973.
  • Listy – Zelia i Ludwik Martin. Korespondencja rodzinna, Kraków, Wydawnictwo Karmelitów Bosych, 2007.

Przypisy

[1] Stéphane-Joseph Piat, O.F.M. Histoire d’une famille. Une école de sainteté, le foyer où s’épanouit sainte Thérèse de l’Enfant-Jésus, Lisieux, Office Central de Lisieux, 19464. Polskie tłumaczenie jest niestety skrócone o połowę: Stefan Józef Piat. Rodzina Martin. Kraków, Wydawnictwo Karmelitów Bosych, 1983.

[2] Zob. Familiaris consortio, 11.

[3] Do jakiego stopnia Ludwik lubił ład i porządek możemy wywnioskować z listu Zelii do Ludwika będącego w podróży: „Kiedy otrzymasz ten list, będę zajęta porządkowaniem Twojego warsztatu. Nie będziesz miał powodu do gniewu, bo nic nie zagubię, nawet starej kartki papieru, ani kawałeczka sprężynki, a wszystko będzie lśniło czystością. Nie będziesz mógł powiedzieć, że „tylko kurze przesunęłam z miejsca na miejsce, bo ich wcale nie będzie (List 46, czerwiec-lipiec 1869, w: Zelia i Ludwik Martin. Korespondencja rodzinna, Kraków, Wydawnictwo Karmelitów Bosych, 2007).

[4] List Piotra Franciszka Martin do syna z okazji imienin, 1842 r., w: Positio.II, ss. 50-51. Tłum. Lilla Danilecka.

[5] List Pani [Marii] Martin, matki Ludwika, z tej samej okazji, 1842 r., w: Positio II, s. 51. Tłum. Lilla Danilecka.

[6] List 15, 7 listopada 1865 r.

[7] Histoire d’une famille…, s. 39.

[8] List 192, 4 marca 1877 r..

[9] Zob. opinię o. Jaime OP, profesora teologii moralnej, w: Positio II, ss. 135-136.

[10] Humanae vitae, 21.

[11] List 1, 1 stycznia 1863 r..

[12] List 220, do przyjaciela Nogrixa, 1883 r.

[13] Positio I. Summarium super dubio, s. 162.

[14] Zob. Histoire d’une famille…, s. 11.

[15] PO, s. 264.

[16] Zob. Leon XIII, encyklika Arcanum divinae Sapientiae, 7.

[17] Pius XI, encyklika Casti connubi, podrozdział „Emancypacja niewiast”.

[18] „Mężczyzna ukazuje i przeżywa na ziemi ojcostwo samego Boga” (Jan Paweł II, adhortacja Familiaris consortio, 25).

[19] Zob. 1 P 1,19. „Stając się członkiem Kościoła, ochrzczony « nie należy już do samego siebie » (1 Kor 6,19), ale do Tego, który za nas umarł i zmartwychwstał” (Katechizm Kościoła Katolickiego, 1269).

[20] Positio I. Summarium super dubio, s. 17.

[21] Zob. Agnieszka od Jezusa, PO, s. 136.

[22] Tamże. „Czułe serce Taty do miłości, którą już posiadało, dołączyło miłość prawdziwie macierzyńską!” (A 13r).

[23] List Ludwika do Zelii, 8 października 1863 r.

[24] List do Marii, 27 sierpnia 1885 r.

[25] List do Marii, 30 sierpnia 1885 r.

[26] List do Marii, 7 września 1885 r.

[27] List do Marii, 27 września 1885 r.

[28] List do Marii, 6 października 1885 r.

[29] Zob. Jan Paweł II, Familiaris consortio, 6.

[30] Zob. Pierre Leriche, Positio I, Summarium super dubio, ss. 117, 403.

[31] Louise-Andrée Delastre, Positio I, Summarium super dubio, s. 325.

[32] List 202, 13 maja 1877 r.

[33] O. Stefan Józef Piat OFM. Positio I, Summarium super dubio, ss. 117, 369-370.

[34] S. Genowefa od Najświętszego Oblicza i św. Teresy OCD, Positio I, Summarium suprer dubio, ss. 118, 450-451.

[35] Tamże.

[36] S. Maria-Henryka od Jezusa Hostii OCD, Positio I, Summarium super dubio, ss. 118, 487-478.

[37] List Zelii do Ludwika, 24 grudnia 1876 r.

[38] Cytowane za Familiaris consortio, 25.

[39] Zob. Louis Bouyer, Mystère et ministères de la femme, s. 55.